sobota, 23 lutego 2013
Od Nathan'a - być pewnym wszystkiego...
Świeżo upieczona para doczekała się szczeniąt. Pięciu, a dokładnie trzech samic i dwóch samców. W tym Blue, skąpanego w niebieskich kolorach, z dodatkową grzywką, co tworzyło słodką mieszankę. Owy słodziak będzie przyszłym Alfą, za co żadne ze szczeniąt nie powinno mu mieć za złe. Potem w kolejce przybyła rudawa wadera, której na imię dano Nastia. Również miała grzywkę, ale dodatkowo skomplikowany charakter, o czym wszyscy się dowiedzą, gdy dorośnie. Mimo tego będzie próbować nie robić rodzince problemów. Za Nastią ukryła się niebieskooka Tayra. Jej futro jest w odcieniu bieli pomieszanej z różem, na której są niebieskie pasy. Na pyszczku, na końcówce grzywki, oraz końcówce obu uszu i ogona. Na przednich łapach ma po dwa niebieskie paski, które obkrążają równiótko jej kończyny. A na tylnych księżyc. Potem przybyła mroczna Shadow. Niby grzywkę też ma, ale odziedziczyła coś po ojcu - skrzydła. Tyle że jej wyglądają niczym skrzydła nietoperza. Póki co, to tylko wręcz niewidoczne wybrzyszenia przy łopatkach, ale z wiekiem będą rosnąć. Ma równiótką białawą grzywkę, oraz małe "skarpetki" na przednich łapach. Piątym szczeniakiem byłem ja, i to o sobie powinienem mówić, ale wolę opisać też rodzeństwo. Jestem raczej zwykły, no, prawie. Moje uszka przez większość czasu stoją pionowo, bo już teraz jestem przesadnie chętny do poznawania świata. Kolor mojej sierści to czarny, choć trochę to wygląda jak ciemny szary. Jestem cały ubabrany w tym kolorze, nawet opuszki na łapach mam czarne. Na szczęście moje oczy są inne. Mają czarną obwódkę i źrenice, a w okół są w kolorze żółci, choć nie wiem czy nie mylę ze złotym. Nie mam także grzywki, ale mam skrzydła, podobnie jak Shadow, tyle że moje przypominają skrzydła ptaka. Znaczy, będą przypominały, jak już wspominałem; "Póki co, to tylko wręcz niewidoczne wybrzuszenia przy łopatkach, ale z wiekiem będą rosnąć". Wielkie skrzydła! Ach! To będzie coś! Nie mogę się doczekać, ale wiem że i tak będę musiał to robić. Nie znam jeszcze tego świata - mogę tylko oddychać powietrzem, który jest moim żywiołem, pełzać po jaskini i, jeżeli mi się w ogóle uda, wydać niemrawy pisk. Oczywiście muszę też pić i przysłuchiwać się rozmowie dorosłych, żeby czegokolwiek się nauczyć. Gdybym mógł, zacząłbym już skakać po jaskini, i rozglądać się ciekawsko. Póki co, próbuję podnieść ten, o dziwo, jakże ciężki łeb. Mój delikatny, szczenięcy kręgosłup to wytrzyma? Na pewno? Mam małe, nie, duże wątpliwości że niezbyt. Skoro sam łeb jest taki ciężki, to ile może ważyć moje, z pozoru malutkie i kruche ciałko? Dla dorosłego istne piórko, dla szczeniaka niczym parę słoni. To zapewne osłabienie po porodzie, a z wiekiem będę silniejszy. Zresztą nie tylko ja, ale także moje rodzeństwo. W końcu zdobyłem się, i uniosłem pyszczek do góry, biorąc wdech czystego powietrza. W głębi duszy cieszyłem się że nie muszę używać wysiłku aby dojść do Leone, mamy. Bo to byłby zbyt straszny wysiłek jak dla małego wilka. Spokojnie leżałem, kładąc łeb na jej futro. Po chwili zapadłem w słodki, długi sen. Nawet oczu nie musiałem zamykać, na razie i tak bym ich nie otworzył. Ciekawi mnie, co będzie w przyszłości. Dorośli są tacy intrygujący, zapewne zapomnieli już o czasach kiedy nawet nie widzieli... A teraz? Ach... Być pewnym wszystkiego... to musi być rozkosz.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz